Lokal kultowy, nie da się zaprzeczyć. Pierwszy w kombinacie Wielopole, od samego początku zwracał uwagę swoim niecodziennym wystrojem, pogonią za nostalgią schyłku XX wieku i obśmiewanego przez młodych socjalizmu polskiego.

Wielkie przestrzenie i muzyka, która nie była wszechobecną młócką, sprawiła, że lokal od samego początku cieszył się ogromną popularnością nie tylko wśród bywalców knajp Kazimierzowskich.


Tak jest do dziś dzień. Bardzo rzadko, zwłaszcza w weekend, jest gdzie znaleźć stolik, nie mówiąc już o loży dla większej ilości osób. Szatnia już po kilku godzinach jest zapchana po sufit a do baru można się dostać jedynie uzbrojonym w masę cierpliwości i dużo czasu.

Ja miałam okazję bywać nie raz w Łubu, ale nie dla wnętrza czy muzyki, ale dla barmanów. Stara szkoła Kazimierzowska, świetni ludzie i dobrzy fachowcy. Wiedzieli jak traktować klienta a kto mądry wiedział, jak traktować ich. Obopólne zrozumienie zawsze procentowało krótszym czasem oczekiwania na piwo, czy możliwością schowania torby za bar.

Niestety złote czasy Łubu dla niektórych się skończyły. Koleją rzeczy barmani się wykruszali, klientela zmieniała, jednak, w porównaniu do swoich koleżanek Kitschu i Carycy, nie zdziczała do reszty pod naporem masy anglików i młodzieży osiedlowej.

W dalszym ciągu jest to miejsce, gdzie miło iść się zabawić. Polecam każdemu, chociaż raz odwiedzić ŁubuDubu i samemu ocenić, czy miara kultowego, jest nadana z istotnych powodów.