Nasza lotna brygada do zadań specjalnych udała się celem rozrywki i konsumpcji na Kazimierz. Planowaliśmy zacząć w Mechanoff, ale nie udało się nam zasiąść w sensownym miejscu a i muzyka nie była całkiem zachęcająca. Poszliśmy dalej w kierunku Absyntu, ale i tam nie było miejsca, chociaż atmosfera zachęcała 🙂

Ale, jak to mówią, do trzech razy sztuka. Udało się nam siąść w lokalu, który zaczyna być powoli naszym ulubionym czyli w Cudnym Józefie. Trafiliśmy na muzykę  na żywo, jednak nie dane nam było długo delektować się miłymi dźwiękami ponieważ sąsiad z góry najważniej uznał, że cisza nocna to świętość i  nie będzie tolerował takich bezeceństw jak gitarowe brzmienia- całkiem delikatne jak na nasz gust.

Po wypiciu całej dostępnej w lokalu pigwówki ze smutkiem opuściliśmy ten przybytek. Nie było w nas pragnienia zakończenia imprezy zatem postanowiliśmy poszukać miejsca do zabawy. Wszak procenty warto wyskakać. Udaliśmy się do lokalu Mezcal. Na naszym FP daliśmy upust naszemu niezadowoleniu teraz czas na szczegóły.

Bramka. Rozumiemy, że rolą bramkarza jest bycie groźnym ponurakiem – chociaż znamy mega fajnych ochroniarzy i wiemy, że nie jest to regułą. Ok, niechaj będzie, że ten wybrał postawę warczącą. Rzecz nie w tym, Rzecz w tym, że przy stanowisku bramki siedział niewątpliwe kolega zaprzyjaźniony, który starał się pełnić funkcję odźwiernego. Nie udało mu się, Był chamem i co gorsze wydawało mu się, że jest bardzo dowcipny. Sam doskonale bawił się swoimi żartami. Właściwie już w tym momencie powinniśmy dokonać odwrotu i zabrać siebie oraz swoje portfele do innego przybytku. Jesteśmy jednak niezmordowani i nie daliśmy się ponieść obrazie ewidentnej.

Weszliśmy do głównej sali i ruszyliśmy w kierunku baru. I tutaj już nie możemy być wyrozumiali. bo o ile bramkę można w zasadzie wybaczyć tak fatalnego serwisu już nie. W knajpie nie było tłumów czym można wytłumaczyć opieszałość barmana. Jeden z tajnych wywiadowców był wiele lat barmanem zatem jest wyczulony na takie rzeczy. Ok, barman nas zauważył i zamówiliśmy. Z braku innych możliwości zamówiliśmy wódkę z energetykiem. Ok, nic prostszego. Barman profesjonalnie dał lód wódkę i energetyka. Problem polega na tym, że my wiemy ile to jest 4 cl wódki w szklance z dwoma kostkami lodu. Lanie wódki z ręki wymaga wprawy i wiedzy. Jak lejemy z ręki to lejmy tyle ile należy do drinka  a nie połowę z tego. Bo jak byśmy chcieli 2 cl wódki to byśmy to oznajmili. Proponujemy jednak używać miarek.

Proponujemy także managerowi Mezcalu zwrócić uwagę na to, że nie każdy klient jest laikiem i zdarzy się taki, który zauważy niedociągnięcia w proporcjach. Dobrze byłoby, gdyby obsługa baru również umiała się od czasu do czasu uśmiechnąć i być miłą, wszak za to dostają napiwki.

A, jeszcze jedno. W lokalu była cała loża zarezerwowana- nie było tam żywej duszy. Barman nie umiał powiedzieć do kiedy jest rezerwacja i czy możemy z tych miejsc skorzystać. Zatem sobie postaliśmy.

Mezcalowi dajemy jednego plusa za DJ-a. Muza była fajna, zatem nieco poskakaliśmy. Jednak fatalne wrażenie na początku, spotęgowane akcją przy barze nie zachęciło nas do wydania kolejnych pieniędzy.

Po opuszczeniu Mezcalu udaliśmy się do Nowego Miasta. Byliśmy tam już i wspomnienia mieliśmy dobre. Już nie mamy.

W lokalu nie było dużo ludzi, ale muzyka znowu zachęcająca zatem uznaliśmy, że zostaniemy i wydamy nieco pieniędzy. Za barem dziewczę, chyba pierwszy dzień w pracy bo minę miało nietęgą. Wódki z wybranym energetykiem nie udało się zakupić zatem padło na gin z tonikiem. Też się nie udało ponieważ- uwaga- w sobotni wieczór nie ma w lokalu toniku. No nic, brniemy dalej- jesteśmy rozochoceni, chcemy się pobawić.   Wybieramy wódkę z sokiem. Tutaj załamaliśmy się nerwowo gdyż cena tego napitku powaliła nas na kolana. 17 złotych za wyborową z sokiem. I nie chodzi nam o politykę cenową, Rozumiemy, ze lokal musi zarabiać. Ale 12 złotych za 4 cl wódki wyborowej, która jak wiemy jest wódką raczej tanią, to dla nas było za dużo. Plus zagubiona barmanka… A nie jesteśmy szczególnymi sknerami. Wyszliśmy.

I znowu do trzech razy sztuka. Jako pewnik potraktowawszy to, że w Maglu impreza będzie na 100%. Ale znowu się zawiedliśmy srodze. O 1 w nocy nie mieliśmy czego w Maglu szukać. I w zasadzie rozumiemy to, że jak nie ma klientów to się zamyka. Ale jeżeli zamykamy to warto np na progu już wspomnieć, , że zamknięte a nie pozwalać klientom nadziać się na mopa i wiadro.

Nie udało się nam solidnie zabawić na Kazimierzu w sobotni wieczór i noc. Imprezę zakończyliśmy w Ministerstwie wódki i śledzia, gdzie ugoszczona nas mile i fachowo. Pozdrawiamy Kubę,